link
facebook login BAYADERKA : STRAGANY I TARGI, I NAPÓJ CYTRYNOWO- RABARBAROWY

niedziela, 22 maja 2011

STRAGANY I TARGI, I NAPÓJ CYTRYNOWO- RABARBAROWY



Kiedy byłam dzieckiem, nigdy nie liczyłam  ile czasu potrzeba aby dojść na targ i gapić sie na stragany z drobiazgami. Nie liczyłam też czasu jaki upływał mi na owym gapieniu. Tak po prostu wchodziłam na rower i pedałowałam ile sił w nogach do najbliższego miasta. W wtorki i piątki. Koniecznie. Bardzo chciałam być na bieżąco z nowinkami targowymi  no i zawsze kogoś nowego mogłam spotkać albo zagadać z znajomymi.

Przez ten czas od kiedy żyję w Anglii, nie pamiętam jak to jest chodzić regularnie na targ, zatrzymywać sie przy co drugim, jeżeli nie każdym straganie, i kupować najświeższe, najsmaczniejsze, zdarza się, że robaczywe, owoce...:)
W tym małym mieście, w którym mieszkam, zdarza mi się zobaczyć stragany ( a jest ich raczej nie wiele) z wędliną francuską, portugalskim paello na przeogromnym woku, biżuterią i innymi mniej bardziej interesującymi drobiazgami. Ale nigdy jeszcze nie widziałam świeżych warzyw.
Inaczej było z tym w Londynie, gdzie mieszkaliśmy przez prawie osiem lat. W zależności od dzielnicy, można było natknąc się na przepiękne, fascynujące targi takie jak na Portobello Street na Notting Hill. Zdarzyło mi się tam nawet pracować podczas studiów. I to była sobota. Zatłoczenie nie do przedarcia się. I zawsze spóźniałam się na pociąg. Ale były stragany. I było kolorowo i tętniło życiem, emocjami, pragnieniami...

Ale Londyn gościł też miejsca brudne, podejrzliwe, zwłaszcza na wschodzie, na East End, i tak pewnie jest do dziś...Tam warzywa sprzedawane ''na miski'' za funta i krzyczący, wrzeszczący przez siebie nieogoleni straganiarze: " One pound only!!!'' Pamiętam ten krzyk bardzo dobrze. I przepychanie się za owocami po obniżeniu ceny. Bo często zdarzało się że pod koniec dnia pan straganiarz obniżał wartość miski z owocami do fifty p for one bowl a wtedy tłumy rzucały się na tego poczciwca...

Do dziś niestety nie udało mi się znaleźć rabarbaru na straganie.
Ten, z którego przygotowałam dzisiejszy przepis pochodził ze sklepu.

 I w związku z ogromnym zamieszaniem rabarbarowym, tym rabarbarowym szaleństwem, przygotowałam coś innego. Nie ciasto i nie deser. I nie kompot.
Nigdy nie próbowałam i raczej nie będę patrzeć na ten napój jako kompot.
Bo kocham w nim świeżość cytryny i orzeżwiający smak mięty. Dlatego po raz kolejny zaprzeczam i kręcę głową i piszę: Moi drodzy, tego nie pasteryzujemy...:)
Ale nie martwmy się niepotrzebnie, bo kiedy zaleją nas upały, nie będziemy myśleć o niczym innym jak o napoju, który ugasi nasze pragnienie. A cytryny i rabarbar to mistrzynie w tego typu sprawach...

Przepis na napój cytrynowo-rabarbarowy:

- ok. 10 łodyg rabarbaru
- 110 g cukru
- 2- 2, 5 l wody
- 3-4 cytryny
- świeża mięta

Wykonanie:

Umyte łodygi tniemy na dwucentymetrowe kawałki i wrzucamy do garnka z wodą i cukrem. Gotujemy około 20-25 minut. Studzimy. Wlewamy do szklanki i tuż przed podaniem wkładamy do każdej po 2-3 plastry cytryny i kilka listków mięty ( można pominąć). Gotowe.

Wspaniałego niedzielnego wieczoru!

1 komentarz:

  1. w sam raz na upał. Szkoda tylko, że na razie nie ma upału :-(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze i odwiedzenie Bayaderki.
W razie pytań proszę o kontakt przez FB bloga.


Thank you for your comments and visiting Bayaderka.
Should you have any queries, don't hesitate to contact me via FB.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Followers